niedziela, 1 lutego 2015

Zrzucam ubranie, zmywam z siebie resztki dnia. Składam broń, walczyłam dziś dzielnie, zasłużyłam by ufnie położyć głowę na poduszce. Trzymałam się już jedynie na włosku, balansowałam na granicy z porażką. Czułam jak mój umysł resztkami sił wkładał wielki wysiłek, by nie pozwolić mi się poddać.

Codziennie zmagam się od nowa z wrogim najeźdzcą zwątpienia, że cokolwiek ma sens. Stawiam czoła słabości i chęci schowania się przed światem. Jak tarczą chronię się przed atakami moich demonów, których obecność czuję tuż pod skórą. Przekonuję siebie, że warto wstać z łóżka, że śniadanie będzie smakowało, słońce świeciło, muzyka płynęła kojącymi falami, a towarzystwo innych odwróci uwagę od złych myśli. Walczę by uwierzyć, że warto być.

Jeśli wygrywam, każdego wieczora chwalę siebie za kolejną wygraną bitwę. Jedną z wielu, bowiem moją codziennością jest nieustająca wojna z samą sobą. Każdy zachód słońca niesie ze sobą pytanie: czy jutro przeciwnik będzie dla mnie równie łaskawy? Czy starczy mi sił, aby nie ponieść klęski? Jutro walka zaczyna się od nowa, obym i tym razem nie poddała się, zanim kolejny dzień dobiegnie końca...