wtorek, 5 listopada 2013

Muzyczny pokarm dla duszy ♪♫♪


Playlista zapętliła się na dobrze już znanych kilku kawałkach, którymi w domowych warunkach leczę przysłowiowego doła. Lekko znudzona wklepałam w wyszukiwarkę „muzyka choroba afektywna dwubiegunowa”. Znalazłam liczne składanki, te w klimacie melancholijnym, ale i takie psychodeliczne, rozrywające wątłe głośniki mojego laptopa. Niektóre utwory skłaniały mnie do niekontrolowanego płaczu, inne do niespokojnego wiercenia się na kanapie i zastanawiania się, czy mam może pod ręką jakieś ostre narzędzie. Przestraszyły i nie przekonały mnie tworzone na haju dzieła takich jak Cobain czy Hendrix. Zaczęłam się więc zastanawiać, co właściwie muzyka ma dla mnie robić. Łatwo jest „puścić smuta” i poryczeć do poduszki. Nie chcę taplać się głębiej w bagnie swojej depresyjności, nie chcę czuć się, jakby jedynie mocniejszy podmuch wiatru dzielił mnie od upadku w przepaść. Chcę by nuty otulały mnie i dawały komfort jak ciepły, miękki koc. Chcę, żeby „moja” muzyka była o tej części mnie, która wierzy, że może być dobrze.

Dlatego pozostaje wierna moim, może nudnawym, ale niezawodnym muzycznym pocieszaczom. Może też odnajdziecie w nich kawałek siebie.




Koniecznie podzielcie się swoimi magicznymi nutami, chętnie w nie odpłynę i poszerzę horyzonty... Co Was koi, daje nadzieję, co pomaga zrozumieć, co daje poczucie, że nie jesteście sami?