środa, 12 marca 2014

Dzień i noc


Jeszcze tak niedawno z utęsknieniem wyczekiwałam nadejścia wiosennych dni, kiedy słońce coraz później, jakby niechętnie opuszczało nieboskłon. Gasnąca leniwie jasność dnia pozwalała mi na dłużej pozostać w świecie względnego, kruchego spokoju. Czasem nawet czerpać radość z małych rzeczy i pozbyć się niepokoju.
Wraz z nadejściem zmierzchu przekraczałam granicę świata niepewności, nerwowej czujności. Uważna i nieprzyjemnie spięta obawiałam się nadejścia wkrótce mrocznych rozważań i refleksji, bolesnych odczuć, niepomyślnych scenariuszy.  W każdej chwili mogły obezwładnić i zniewolić mój umysł. Gdy czułam się wyjątkowo słaba jak dziś, potrafiłam tylko przeczekać na wybawienie, ukojenie niesione przez senną nieświadomość.
Tymczasem jednak dziś beztroska jasność zdawała się bezczelnie ze mną droczyć. Uparcie i bezceremonialnie wdzierała się w moją przestrzeń, flirtując kolorowo i uroczo z każdą napotkaną powierzchnią i przedmiotem. Poruszając się ospale w gęstym jak smoła powietrzu, z rozdrażnieniem próbowałam zamknąć promykom najmniejszy dostęp do świata wokół mnie. Zbyt beztroska i niefrasobliwa światłość, próbowała wykrzesać ze mnie chęć istnienia, oferując to, co ma najlepsze. Dziś jej nie potrzebowałam. Chciałam jedynie zapaść się powoli w przytulną ciszę ciemności. Pozwolić jej otoczyć mnie wątłymi ramionami, jak zasłoną dymną.
Dzień to aktywność, dynamika, działanie, podążanie wyznaczonym torem, konieczność konfrontacji. To optymizm i nadzieja, motywacja. Odrzucam je. Czekam cierpliwie na mrok, kuszę go przedwcześnie okrywając okna nieprześwitującą tkaniną, rozbudzam płomieniem światła świec. Oczyszczam swoje myśli i przestrzeń by mógł mi w pełni towarzyszyć, bym nie była już sama.
Mrok jest kojącą, niebywałą wręcz ciszą, zwolnieniem tempa, niezawodnym kokonem, chroniącym przed zbędnymi emocjami, wymuszoną, niekonieczną aktywnością. Mój dzisiejszy towarzysz idealny - zero oczekiwań, zero żądań, pełna symbioza… Wystarczy, że po prostu jesteś, zostań na dłuższą chwilę, abym nie musiała czuć…