środa, 24 grudnia 2014

Noworoczne rewolucje

Mimo, że broniłam się rękami i nogami, musiałam się w końcu poddać, dopadły mnie już, podsumowania minionego roku. Nie potraktował mnie łaskawie. Stracony czas, zaprzepaszczone szanse, wylane łzy, zabite uśmiechy, nowe blizny, ludzie, którzy odeszli. Nigdy już tego nie odzyskam. Spojrzałam w lustro na twarz kogoś dużo starszego niż w rzeczywistości. Blask w oku nieco przygasł, opadły kąciki ust, przybyły nowe zmarszczki. Po świetności mojego ciała pozostały jakieś zgliszcza. Pulsowała we mnie złość i frustracja, pretensje do choroby i do samej siebie. Chciałam zapłakać nad tym, co straciłam, na co nie miałam wpływu. Nie cofnę czasu, mogę tylko próbować go trochę oszukać, dogonić. Nie pozostaje mi nic innego, jak zmieść i wyrzucić cały ten żal i zacząć od nowa, kolejny, niezliczony już raz. Noworoczne postanowienia - banał? Dlatego jedyne, które sobie stawiam, to nie poddawać się i walczyć zawsze, nie tylko "od pierwszego".

Kolejna runda, gra dopiero się zaczyna…

niedziela, 2 listopada 2014

Dom wariatów

To się musiało wreszcie stać... Po wielu niekończących się dniach trwania w niemożliwym do wytrzymania uścisku lęku i taplania się w poczuciu kompletnej beznadziei, zupełnie skołowana trafiłam za drzwi psychiatryka. 
Tak, faktycznie jest trochę jak w filmie, kiedy trzy razy dziennie przed gabinetem zabiegowym ustawia się kolejka po leki schowane w plastikowych pojemniczkach i kiedy po korytarzu wędrują chorzy, kierujący głośno w bliżej nieokreślonym kierunku nieskładne zdania. Reszta wygląda całkiem zwyczajnie, głównie przytłacza i zasmuca.

K. ciepłym, łagodnym głosem zapytała, jak mam na imię i zdradziła mi swoje. Powiedziała która "piguła" jest niemiła, że pani pod oknem chrapie, a ta druga jest wścibska i żebym się nie martwiła, bo początki są trudne, ale prędzej czy później wszystko jakoś się ułoży.

Chciałam uciekać, szybko i natychmiast. Nie było we mnie zgody na przebywanie w tym miejscu. Nie chciałam sama przed sobą przyznać się, że jest AŻ TAK źle, że potrzebuję pomocy. Nie chciałam być jedną z nich, wariatów. Chciałam tylko połknąć moje tabletki i zniknąć, nie czuć tego horroru.

Rytm dnia podporządkowany jest badaniom, ważeniom, pobraniom, obchodom, posiłkom i lekom podawanym zawsze o tej samej porze. Pozostały czas przepływa gdzieś przez palce w półśnie lub bolesnym czuwaniu. Zaczynasz wsiąkać w szpitalną rzeczywistość, czuć się jej częścią mimo, że masz ochotę wybiec przez drzwi otwierane tylko przez personel. Pojawia się pewne poczucie komfortu, bycia chronionym przed światem z jego problemami. Poczucie złudne, bo przecież w końcu trzeba będzie opuścić bezpieczny kokon szpitalnej opieki. 

Tylko czy rzeczywistość na zewnątrz wciąż będzie wyglądać tak samo? Czy my będziemy tacy sami? Czy zreformowani my wpasujemy się spowrotem jak brakujący puzzel w swoje życie?

niedziela, 7 września 2014

Lęk - czy taki diabeł straszny?


Spędziłam dwa ostatnie dni w łóżku, w ciemnym pokoju, odizolowana od świata. Napięta i skrępowana, czułam obezwładniające zagrożenie i obawiałam się porażki we wszystkim, czego planowałam się podjąć. Moje zamiary wydawały się nie mieć sensu, w mojej głowie były z góry skazane na fiasko. Nie zagrażało mi realne niebezpieczeństwo, jednak skutecznie je sobie wyprojektowałam. W swojej przyszłości widziałam same nieszczęścia. Straciłam gdzieś wiarę w swój potencjał i umiejętności. 
Dziś zastanawiam się, jak mogłam zaprzepaścić dwa cenne dni, których już nie odzyskam. Ubolewam nad lecącym bezlitośnie czasem, a straciłam go na bezczynność i bezsensowny strach przed życiem. Smutno mi, że lato ma się ku końcowi, a przeleciały mi przed nosem dwa piękne dni, które mogłam spędzić na powietrzu, karmiąc skórę promieniami słońca. To otrzeźwiło mnie jak wyzwanie splash'a. ;) Każdy dzień daje tyle możliwości. Obrażamy samych siebie zamykając się przed wszystkim i wszystkimi. Godzimy we własne poczucie wartości nie wykorzystując swojego potencjału.


Notka do samej siebie: pamiętać, że większość lęków, to tylko myśli.



piątek, 15 sierpnia 2014

Samotność

Wieczorne powietrze przenikało już chłodem, jakby lato było zmęczone i choć w nocy chciało odpocząć. Owinięta szczelnie kocem stała w otwartym oknie, wpatrując się w puste ulice, żółtawy sierp księżyca i niewyraźnie tlące się gwiazdy. Ciało miała spięte, dłonie odruchowo zamykały się w pięści raniąc skórę. Dźwięki znajomej, usłyszanej przed chwilą melodii niespodziewanie pchnęły jej myśli ku wspomnieniu dnia, kiedy bezpowrotnie zamknął za sobą drzwi. Pojedyncze łzy spłynęły po obu policzkach. Poczuła zimno także od środka, chłodną dłoń zaciskającą się na wnętrznościach. I ta pustka, jakby ktoś wydrążył ją od wewnątrz i została tylko smutną, wątłą powłoką. Przez chwilę zapragnęła, żeby znów był przy niej. Natychmiast strzepnęła jednak tę myśl, jak okruchy ze stołu. Miał przecież powody, by odejść. Tym powodem była ona ze wszystkim, czym jest i kim nie umiała być. Nie zasługiwała, by wrócił, nie śmiała nawet o to prosić. Poczuła dotkliwe ukłucie uczucia, które nazywa się samotnością. To przekonanie, że jest szczelnie zamknięta i zupełnie sama w swoim mrocznym światku i nie potrafi tam nikogo wpuścić. Zresztą kto w ogóle chciałby tam wejść? Jej wnętrze było jak ciemna studnia, a wszyscy wiedzą, jak może skończyć się zaglądanie do głębokiej studni. Księżniczka zamknięta w wysokiej wieży, tyle że zdawało się brakować śmiałków, by ją wyswobodzić. Marzyła, by ktoś ją teraz przytulił, jednocześnie bojąc się, że pusta skorupa, którą była rozpadnie się na kawałki. Bycie samą jest jej prawdopodobnie jednak pisane. Może jest bardziej potrzebna światu będąc solo. Czy to możliwe, że nie jest potrzebna w ogóle? - pomyślała jeszcze, zanim opadła znużona na poduszkę...

środa, 23 lipca 2014

Małe przyjemności

- Cześć. Co u Ciebie?
- Miałam wspaniały dzień!
- Tak? A co się takiego wydarzyło?
- Po prostu czułam, że jest sens wstać z łóżka.

Naszła mnie dziś refleksja, że często nie doceniamy tego, że po prostu nam się chce. Jeszcze parę dni temu nad głową krążyła mi znów czarna chmura ponurych myśli. Dziś ochoczo wstałam wcześnie rano, byłam na treningu, dieta idzie świetnie. Trzymam się obranej ścieżki. Jestem na drodze do zmian. Mam poczucie celowości i sensu. "Dołki" często biorą nas z zaskoczenia i przynoszą zwątpienie, poddają pod wątpliwość każdą najmniejszą aktywność. Dni, kiedy proste przyjemności powodują uśmiech na twarzy są - zwłaszcza dla chad-owych na wagę złota. Uczę się je doceniać ciągle od nowa i myślę sobie, jak prawdziwa jest ta życiowa ironia, że potrafimy coś naprawdę docenić, dopiero kiedy to tracimy.


sobota, 12 lipca 2014

Nowy rozdział...


Przyjrzałam się dziś wnikliwie osobie w lustrze, spojrzałam na garść tabletek do połknięcia i postanowiłam zmienić swoje życie. "Zaczynam nowy rozdział" brzmi lepiej, niż przyznanie się, że po prostu uciekam przed starym. Bo co to właściwie znaczy zacząć życie od nowa? Dziś zrozumiałam, że znaczy dokładnie to, co tylko chcę, aby znaczyło. Przejść na dietę, ćwiczyć, częściej spędzać czas z bliskimi, więcej czytać... wyzdrowieć??? Znaleźć siłę, by zamienić wreszcie garść pigułek na pozytywne myślenie, upór w dążeniu do celu i wiarę, że wszystko jest w moich rękach, wystarczy po to sięgnąć. Ludzie często mówią o zmianach ogólnikowo, bo dla każdego znaczą coś innego. Jak mówi pewne przysłowie, uważajmy, o co prosimy, bo może się to spełnić. Ja proszę o to, by wytrwać w swoich postanowieniach, za jakiś czas również móc powiedzieć, że zupełnie odmieniłam swoje życie i zawdzięczać ten sukces wyłącznie sobie. Zmiany zaczynają się w głowie, reszta to tylko formalność... Zaczynam nowy rozdział, trzymajcie kciuki...



środa, 11 czerwca 2014

O ciszy i milczeniu...

Mowa jest srebrem, a milczenie złotem, kiedy lepiej jest przemilczeć niż wypowiadać się nieroztropnie i nierozważnie. A co, jeśli mowa ma moc sprawczą, by nawet uratować życie, które tak łatwo zaprzepaścić milczeniem? Głucha cisza telefonu, kiedy próbujesz powiedzieć komuś, że tęsknisz. Niewypowiedziany ból, przemilczane cierpienie. Okaleczanie ciała, pozostawanie więźniem własnego umysłu. Przypomnijcie sobie ostatni raz, kiedy poprosiliście o pomoc, kiedy zwyczajnie, po ludzku przyznaliście się, że jej potrzebujecie. Umiecie dzielić się tym, co Was samych przerasta? Odcinacie innych, kiedy obawiacie się odrzucenia czy niezrozumienia? Czy pozwalacie sobie skorzystać, kiedy ktoś mówi „pamiętaj, że jestem”? Kiedy czasem myśli i uczucia przytłaczają, pozwólcie je dźwignąć innym. Choć często wydaje się, że jesteśmy tak bardzo sami, zawsze gdzieś znajdzie się ktoś, kto czuwa w gotowości, by odpowiedzieć na nasze wołanie o ratunek. Pozwólmy się uratować…


sobota, 31 maja 2014

Leki - dyskusja


Postanowiłam napisać, wydaje mi się bardzo istotnego posta, o lekach, bo odbyłam na ten temat wiele dyskusji i miałam kilka pytań na FB. Chciałabym, żebyście śmiało komentowali jakie przyjmujecie leki, czy odczuwacie skutki uboczne, jeśli tak, to jakie, czy macie jakieś wskazówki i porady. Nie chcę tu stawać w roli eksperta, bo nie znam wszystkich leków, tylko te, które sama przyjmuję i na temat tych mogę się wypowiadać, wspierając się wiedzą "Wujka Google" ;) Może uda nam się wspólnie rozwiać kilka mitów i wymienić informacjami.

Tym razem dość ogólnie, ale z czasem planuję brać na tapetę każdy lek w osobna.

Podstawą leczenia ChAD są leki normotymiczne - tzw. stabilizatory nastroju.

Lek normotymiczny to taki lek, który spełnia następujące warunki: 

- ma działanie przeciwdepresyjne i/lub przeciwmaniakalne; 

- zapobiega nawrotom choroby; 

- nie pogarsza żadnego aspektu choroby.

 

Na ChAD przepisywane są 
- leki pierwszej generacji, jak. np. lit, kwas walproinowy i jego pochodne, karbamazepina;
- leki drugiej generacji, np. kwetiapina, aripiprazol, risperidon, olanzapina, klozapina oraz lamotrygina.


Normotymiki nie uzależniają.


W leczeniu ChAD stosuje się często dodatkowe leki, np. leki nasenne, benzodiazepiny itp.

Na działanie leku normotymicznego trzeba poczekać od kilku dni do kilku tygodni. 

Normotymiki mogą wchodzić w interakcję z innymi lekami i alkoholem oraz upośledzać zdolność prowadzenia samochodu i obsługi maszyn - należy skonsultować to ze swoim lekarzem. 

Leki normotymiczne, jak każde leki mogą mieć działania niepożądane, w zależności od rodzaju przyjmowanego leku, ale  korzyści wynikające z leczenia często znacząco przewyższają związane z nim niedogodności. 

W wypadku przyjmowania niektórych stabilizatorów nastroju należy kontrolować masę ciała, gdyż leki mogą wpływać na jej przyrost. 

W trakcie terapii normotymikami należy regularnie wykonywać badania takie, jak morfologia, próby wątrobowe, stężenie glukozy we krwi, poziomy hormonów tarczycy, stężenie cholesterolu i poszczególnych jego frakcji we krwi, badanie poziomu elektrolitów itp. Przyjmowanie niektórych leków, np. litu, wiąże się też z koniecznością badania stężenia tego leku we krwi w celu dobrania odpowiedniej dawki terapeutycznej.


Normotymiki powinny być przyjmowane regularnie i ściśle wg zaleceń lekarza. Są to leki, które przyjmuje się latami lub nawet - w zależności od przebiegu choroby - do końca życia.

Ja osobiście przerabiałam już mianserynę, olanzapinę, lit, lamotryginę, kwetiapinę, arypiprazol i benzodiazepiny. 
O tym jak to się dla mnie kończyło więcej w kolejnych postach.

poniedziałek, 26 maja 2014

Krejzolka na legalu :)


Tytuł nie związany z tematem, ale tak jakoś wyszło. Kto wariatowi zabroni? ;) Dziś - dla odmiany - nie będzie o mnie. Dziś będzie o... przyjaźni!
Muszę dać upust uczuciu wdzięczności, które wzbiera falą i zalewa mnie od kilku dni. Doszłam z swoim życiu do momentu, w którym jak nigdy doceniam znaczenie życiowej mądrości "Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie", która jest mądrością nie bez przyczyny... Jak mawiają bohaterki "Grey's Anatomy, Meredith i Christina "You are my person". 
Za to, że wytrwale są, za to, że cierpliwie słuchają, za to, że uparcie dzwonią, nawet, kiedy nie odbieram, za to, że pytają czy byłam u doktora i grzecznie zjadam "cukierki", za to, że krzyczą kiedy trzeba, a trzymają za rękę, kiedy powinni...
Tak więc rzygam tęczą, watą cukrową i różowymi, pluszowymi misiami! Mam to gdzieś! Kocham Was! :)


I w ten wyjątkowy dzień, ze specjalną dedykacją dla przyjaciółki najlepszej z najlepszych, mojej Mamy! ♥ 

sobota, 24 maja 2014

Jestem tak mocno w swojej głowie...


Wyłączyć i wyrzucić telefon... Tabletki spuścić w toalecie i już nigdy nie tknąć... Pójść przed siebie i nie wrócić... Wyjść z siebie, zrzucić skórę jak jaszczurka... Zatopić hałas w głowie w kieliszku... Utonąć w tytoniowym dymie... Wyłączyć czerwoną, alarmową lampkę... AWARIA SYSTEMU!

Tęsknię za Tobą, manio... 

środa, 21 maja 2014

Cała dziś jestem lękiem...



...rozpycha się we mnie, pali moje wnętrze nieprzyjemnym ogniem. Jakby czuwał cały dzień gdzieś w cieniu, w pogotowiu, żeby teraz nagle się ujawnić i nie pozwolić mi spać. Zapytany po co przyszedł, czego potrzebuje, nie umie odpowiedzieć, przybył niezapowiedziany. Niepokój trzepocze mi w klatce piersiowej, potężny kamień ciąży w brzuchu.  Senność i lęk siłują się między sobą, przeciągając linę. Któremu uda się wygrać? Kibicuję dziś senności, jest mi to winnna, wczoraj mnie zwiodła. Jestem taka zmęczona, choć mam wrażenie, że nie ma na świecie takiej ilości snu, która by to zmęcznie ukoiła.
Boję się...nie widzę wyraźnie swojej przyszłości, jest jedynie zbiorem niewyraźnych kształtów tonących we mgle. Widzę rzeczywistość tylko na wyciągnięcie ręki, dalej jedynie siwa kurtyna...

czwartek, 15 maja 2014

Jak z jajkiem?

Jak obchodzić się z chorym - jakby nie patrzeć - psychicznie? Bać się, omijać szerokim łukiem? Nie, wystarczy taktownie i z empatią. Przeczytać, wydrukować i powiesić na lodówce! Kartkę, nie chorego oczywiście... ;)



środa, 30 kwietnia 2014

Żałuję...

Kobiet podobno o wiek się nie pyta, chyba że same się przyznają... 

...ja się przyznaję, mam 32 lata i wczoraj okaleczyłam się pierwszy raz od bardzo dawna, od czasu, kiedy byłam nastolatką.

Pomogło... na krótką chwilę, ból fizyczny odwrócił moją uwagę, zdawał się być niczym, w porównaniu do piekła dziejącego się wewnątrz mnie. Zapewnił mi zajęcie na dłuższą chwilę, bo wybitnie przyłożyłam się do misternego wycinania znaków na skórze, ooojjjj przyłożyłam. Testowałam swoje granice myślałam "nie, nie wymiękaj teraz, dzieło prawie skończone".

Żałuję... Nie jestem nastolatką, która może schować rany pod wyciągniętymi rękawami. Jestem 32 letnią kobietą, która widzi litość w oczach pani w urzędzie czy aptece, która musi odpowiadać na pytanie "co ci się stało" nie wychodząc na wariatkę. A teraz przez dłuższy czas będę chodzić z przypominaczem, który napawa mnie wstydem. Przyszła wiosna, a ja chowam ślady pod ubraniem i biżuterią, może nikt nie zauważy...

Wiem, większość z nas ucieka odruchowo, automatycznie z jednego bólu w drugi. "Miałam fatalny dzień, wrócę do domu i potnę się". Co wiek ma do rzeczy? Ma... doświadczenie, wiedza i mądrość wyciągnięte w poprzednich doświadczeń. Żałuję, że tego dnia pozwoliłam koleżance wyjść wcześniej, żałuję że nie zadzwoniłam do przyjaciela, lekarza czy teraputy, żałuję...

Następnym razem zadzwońcie...

piątek, 28 marca 2014

Literacki pokarm dla duszy, czyli "Niespokojny umysł" jako kolejna lektura obowiązkowa!

Pewna ChAD-owa dziewczyna (you know, who you are) poleciła mi "Niespokojny umysł", który jest pamiętnikiem pełnym odwagi, poczucia humoru i mądrości, w którym autorka opisuje psychozę maniakalno-depresyjną z dwóch punktów widzenia, lekarza i pacjenta, ujawniając zarówno lęk związany z tą chorobą, jak i jej okrutną zwodniczość. Doktor Kay Redfield Jamison, psycholog, terapeuta, jeden z największych autorytetów w zakresie problematyki związanej z psychozą maniakalno-depresyjną doświadczyła tej choroby osobiście. Przez cały okres swojej kariery akademickiej cierpiała z powodu tych samych niezwykłych wyżów psychicznych i katastrofalnych depresji, co wielu jej pacjentów.

Zabrałam się do czytania z wielkim zapałem i ciekawością. W końcu lekarz też człowiek!

środa, 26 marca 2014

Psychoedukacja, po stokroć tak!

Czytajcie! ChAD to choroba wielowymarowa i skomplikowna. Ciężko jest wyssać informacje z powietrza, a internet też Alfą i Omegą nie jest... Obok pierwsza książka, którą przeczytałam, wręczyła mi ją na wizycie moja Pani Doktor. Z fragmentów, które najbardziej zapadły mi w pamięci to: "Jeśli mam być szczera, to trochę tęsknię za takim stanem, który Pani Doktor nazywa manią. Ale kto sam nie przeżył koszmaru depresji, nie zrozumie tego nigdy." Sama często tęsknię... Listy od pacjentów, suche fakty, tabelki, wykresy, opisy...cokolwiek bardziej trafia do Was samych, znajdziecie w tej książce. Lektura obowiązkowa również dla naszych bliskich! To często im jest trudniej zrozumieć, kiedy my dostajemy już diagnozę, instrukcję obsługi i "pigułki szczęścia" od lekarza. 
Dla bardziej zaawansowanych, jeśli jesteście już pewni diagnozy, polecam ten "manual". Porządkuje chorobę, podsuwa gotowe rozwiązania i motywuje do szukania własnych pomysłów na to, jak sobie radzić. Nie dla leniwych, bardziej pomaga robić niż myśleć. Bo i nad czym tu się zastanawiać, trzeba działać! Dzięki tej lekturze zrobiłam dokładny wykres choroby i ułatwiło mi to bardzo pracę z moim terapeutą. Pytajcie własnego lekarza/terapeutę o profesjonalną literaturę. My mamy prawo błądzić, oni są od tego, by poświecić w mroku latarką wiedzy...

wtorek, 25 marca 2014

środa, 12 marca 2014

Dzień i noc


Jeszcze tak niedawno z utęsknieniem wyczekiwałam nadejścia wiosennych dni, kiedy słońce coraz później, jakby niechętnie opuszczało nieboskłon. Gasnąca leniwie jasność dnia pozwalała mi na dłużej pozostać w świecie względnego, kruchego spokoju. Czasem nawet czerpać radość z małych rzeczy i pozbyć się niepokoju.
Wraz z nadejściem zmierzchu przekraczałam granicę świata niepewności, nerwowej czujności. Uważna i nieprzyjemnie spięta obawiałam się nadejścia wkrótce mrocznych rozważań i refleksji, bolesnych odczuć, niepomyślnych scenariuszy.  W każdej chwili mogły obezwładnić i zniewolić mój umysł. Gdy czułam się wyjątkowo słaba jak dziś, potrafiłam tylko przeczekać na wybawienie, ukojenie niesione przez senną nieświadomość.
Tymczasem jednak dziś beztroska jasność zdawała się bezczelnie ze mną droczyć. Uparcie i bezceremonialnie wdzierała się w moją przestrzeń, flirtując kolorowo i uroczo z każdą napotkaną powierzchnią i przedmiotem. Poruszając się ospale w gęstym jak smoła powietrzu, z rozdrażnieniem próbowałam zamknąć promykom najmniejszy dostęp do świata wokół mnie. Zbyt beztroska i niefrasobliwa światłość, próbowała wykrzesać ze mnie chęć istnienia, oferując to, co ma najlepsze. Dziś jej nie potrzebowałam. Chciałam jedynie zapaść się powoli w przytulną ciszę ciemności. Pozwolić jej otoczyć mnie wątłymi ramionami, jak zasłoną dymną.
Dzień to aktywność, dynamika, działanie, podążanie wyznaczonym torem, konieczność konfrontacji. To optymizm i nadzieja, motywacja. Odrzucam je. Czekam cierpliwie na mrok, kuszę go przedwcześnie okrywając okna nieprześwitującą tkaniną, rozbudzam płomieniem światła świec. Oczyszczam swoje myśli i przestrzeń by mógł mi w pełni towarzyszyć, bym nie była już sama.
Mrok jest kojącą, niebywałą wręcz ciszą, zwolnieniem tempa, niezawodnym kokonem, chroniącym przed zbędnymi emocjami, wymuszoną, niekonieczną aktywnością. Mój dzisiejszy towarzysz idealny - zero oczekiwań, zero żądań, pełna symbioza… Wystarczy, że po prostu jesteś, zostań na dłuższą chwilę, abym nie musiała czuć…


piątek, 14 lutego 2014

♥ Święty Wal(ni)enty! ♥


Pozwólcie, że rozpocznę dowcipem! ;) Żeby nie było smutno nam, szalonym, w ten jakże pełen miłości dzień, my również obchodzimy swoje wyjątkowe święto! :) 

Jest w Waszym życiu miłość? Czy w chwiejnych stanach naszego ChADowego umysłu miłość to mimo wszystko nadal wartość gwarantowana? Pewnik i przeznaczenie czy jedynie mglista, niepewna opcja? Czy można ją mieć i być spokojną, najlepszą wersją siebie, bez obecności "tej drugiej", która podszeptuje „nie zasługujesz”? Mam kogoś, kto jak Świetlickiemu, robi mi nieporządek w chaosie i... dobrze mi z tym, bo sam jest porządkiem, jego świat jest spokojną równiną na tle  krajobrazu moich gór i dolin...

czwartek, 13 lutego 2014

DO YOU, BOO!

Szperając dziś w branżowych vlogach, natrafiłam na osóbkę, która gwałtownie wniosła w moje życie silny i gorący powiew pięknej inspiracji! Natchnęła mnie optymizmem, powalająco pozytywną energią i natychmiast poczułam potrzebę żeby wstać i zrobić bliżej niezdefiniowane, ale niezwykle kreatywne coś! Mam ochotę na skok ze spadochronem, rewolucję w lodówce i domowej roboty kosmetyk!

Polecam tym, którzy nie wierzą, że w każdej chwili można zacząć od nowa i że życia nam nie starczy, żeby doświadczyć wszystkiego, ale warto próbować...


wtorek, 4 lutego 2014

Sen zimowy

...a gdyby tak być misiem i zapaść w błogi, zimowy sen, aż do ciepłej, słonecznej wiosny? Zima mi nie służy, nie, nie tylko dlatego, że zwyczajnie jest zimno. Przenika chłodem także wnętrze, przetrzymuje jak zakładnika dobrą energię i optymizm. Zbyt szybko odbiera jasność dnia i umysłu, oplata jakąś lepką mgłą, wisi nad głową, jak czarna chmura, wlecze się uparcie, uwiera i dokucza, jak uporczywa myśl, której nie można się pozbyć...


wtorek, 28 stycznia 2014

Senne koszmary...

Myślałam że to kolejna bezsenna noc. A jednak udało mi się zasnąć na krótką chwilę. Nagle jakaś siła wybiła mnie gwałtownie z samego dna mętnej otchłani, w którą nawet nie wiem kiedy głęboko się zapadłam. Zachłannie próbowałam złapać oddech, dostrzec cokolwiek zmąconym jeszcze wzrokiem. Walka trwała tylko chwilę, brutalnie wróciłam do rzeczywistości i zamarłam na moment w bezruchu, spętana w ciasnym uścisku przerażenia. Upragniony sen przyszedł, ale skończył się zbyt szybko, nie przyniósł odpoczynku ani ukojenia. Rozdygotana, pospieszyłam niezdarnie pod strumień ciepłej wody, zmyć z siebie lepki niepokój, złowrogie wspomnienie sennego piekła. Zimny pot, zaschnięte łzy, w uszach brzmi nadal jeden i ten sam dźwięk - krzyk - przechodzący jeszcze ze snu na jawę, na ostatnim oddechu...

Dzień przesypuje się przez palce jak miałki piasek, z niechęcią pozawalam by nastał wieczór. Jawa to względny spokój, uparcie odwlekam więc grożący upiornymi wizjami sen. A przecież nadal jestem taka zmęczona…


poniedziałek, 27 stycznia 2014

Jak z cienkiego, kruchego szkła...

...nie mam już siły być dzielna, silna dla innych, tylko dlatego, że się martwią... Wsiąkam coraz głębiej, poddaję się temu znajomemu uczuciu powolnego rozpadania się na kawałki, odklejania się poszczególnych części mnie, jakby przytwierdzonych do siebie jedynie na słaby klej... 
Jeśli chcesz, bądź ze mną, ale w ciszy, spróbuj poczuć mój lęk, a mnie daj poczuć spokój i bezpieczeństwo... albo lepiej zwyczajnie pozwól mi być... Tak bardzo się boję, ale wolę być sama, niż pozwolić by moje piekło porwało kolejnego zakładnika...

czwartek, 23 stycznia 2014

Error 3.03: sleep not found!


To jest ten moment, ta godzina, kiedy wiem, że dziś już nie zasnę... 
Mówią, że bezsenność to przypadłość, która mija nad ranem - ha, ha, ha. Na pewno wyostrza mi się dowcip...

czwartek, 16 stycznia 2014

ChAD-owe życie!

Wiedzieliście, że jesteśmy w 5% populacji?! Pewnie, pffff, tej właściwie zdiagnozowanej! 
"Skłonność do tej choroby mają osoby wyjątkowo wrażliwe i twórcze." Bardzo dziękuję za taką wrażliwość! ;) Czytaliście kiedyś Hemingway'a, Tołstoja albo Dickens'a zastanawiając sie, co z tym gościem jest nie tak? ;)
Jak długo zwlekaliście (może wciąż zwlekacie) z wizytą u psychiatry? Ile próśb i nalegań rodziny oraz przyjaciół wreszcie Was do tego skłoniło? Ile minęło czasu, zanim zorientowaliście się, że coś jednak jest nie tak? Znam z otoczenia historię dorosłego faceta, który tak długo walczył ze swoją diagnozą, aż po kilku hospitalizacjach, bezrobotny, bez grosza przy duszy, zmuszony był wrócić na garnuszek do rodziców. 
Tak wiele można stracić, tak łatwo wyciągnąć rękę po pomoc...

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Przychodzi baba do lekarza...

Z wizyty u lekarza specjalisty w prywatnej (!) placówce:

- Czy leczy się Pani na coś przewlekle?
- Tak Panie doktorze, na dwubiegunowość.
- Na co?! Dwubiegunowość?! Ja nawet nie wiem, na czym to polega!
- Taka choroba psychiczna, afektywna dwubiegunowa, bipolarność... jak zwał tak zwał. Mam na przemian epizody depresji oraz manii i...
- Ahaaa, czyli ogólnie tak, jak każda kobieta? Wie Pani, a depresję to my teraz mamy wszyscy...


...

niedziela, 12 stycznia 2014

Filmowy pokarm dla duszy - "Mr Jones"


Nie wiem, czy wszystkim znany, dla mnie zdecydowanie niedoceniony. Może dlatego, że w tamtych czasach temat był rzadko poruszany i mocno tabu. Co zabawne, wątek nadal traktowany po macoszemu, a chorzy psychicznie traktowani jak trędowaci, ale przynajmniej możemy oglądać coraz więcej filmów o tej tematyce, nie pokrywając się wstydliwie rumieńcem. Ciepły i poruszający, urzekł mnie tym, że na pierwszym planie obrazuje "górki", a nie "dołki", jak to często w filmach o "psychicznych" bywa. Po drugie moim skromnym zdaniem nic lepiej nie opisuje pewnego specyficznego stanu ducha, który znany jest tylko ChADowym, a który zamknięto w jednym, krótkim dialogu...


- ...I'm a junkie, I really need my highs. I really miss my highs,  very badly...
- And the lows?
- Yeah, well, I guess I'll take my chances...


Nic dodać, nic ująć.