wtorek, 28 stycznia 2014

Senne koszmary...

Myślałam że to kolejna bezsenna noc. A jednak udało mi się zasnąć na krótką chwilę. Nagle jakaś siła wybiła mnie gwałtownie z samego dna mętnej otchłani, w którą nawet nie wiem kiedy głęboko się zapadłam. Zachłannie próbowałam złapać oddech, dostrzec cokolwiek zmąconym jeszcze wzrokiem. Walka trwała tylko chwilę, brutalnie wróciłam do rzeczywistości i zamarłam na moment w bezruchu, spętana w ciasnym uścisku przerażenia. Upragniony sen przyszedł, ale skończył się zbyt szybko, nie przyniósł odpoczynku ani ukojenia. Rozdygotana, pospieszyłam niezdarnie pod strumień ciepłej wody, zmyć z siebie lepki niepokój, złowrogie wspomnienie sennego piekła. Zimny pot, zaschnięte łzy, w uszach brzmi nadal jeden i ten sam dźwięk - krzyk - przechodzący jeszcze ze snu na jawę, na ostatnim oddechu...

Dzień przesypuje się przez palce jak miałki piasek, z niechęcią pozawalam by nastał wieczór. Jawa to względny spokój, uparcie odwlekam więc grożący upiornymi wizjami sen. A przecież nadal jestem taka zmęczona…