niedziela, 17 września 2017

Spokojnie, to tylko panika!

Zalewa mnie fala gorąca, a krew uderza mi gwałtownie do głowy. Serce zaczyna walić jakby miało się wyrwać z piersi. Zaczyna brakować mi powietrza. Osuwam się na podłogę. Paraliż pełznie powoli od moich nóg w kierunku klatki piersiowej i mam wrażenie, że zaraz opanuje płuca i przestanę oddychać. Jestem nieprzytomna ze strachu. Zdrętwiałe ręce wyginają się w dziwnych pozycjach. Przed oczami fruwają mi kolorowe plamy. Nie mogę się poruszyć. Wpadam w panikę. Mój oddech staje się krótki i urywany.
Siedzę na podłodze tak długo aż paraliż i lęk zupełnie ustają.
A potem zagrzebuję się w pościeli i zwijam w kłębek czując, jak mój żołądek zawiązuje się na supeł.
Nie wychodzę z łóżka przed trzy dni. Nie jem, śpię, nie istnieję... 
Stres przed ważnym zawodowym zadaniem kompletnie wytrącił mnie z rytmu. Złoszczę się na siebie, że nie potrafię jeszcze nad tym zapanować. Mam do siebie pretensje, że nie dałam rady przezwyciężyć lęku. Wstydzę się swojej słabości. 
Tyle jeszcze pracy nad sobą - myślę. Czy jestem tak blisko, tylko o krok od zapanowania nad tym, co mnie trawi od środka?
Lęk zawsze był moim największym nieprzyjacielem. Przez niego wszelkie plany szły w łeb, wszelkie nadzieje rozpływały się, wszelkie dokonania blakły. Teoretycznie jedyne co mogę zrobić, to zagryźć zęby i iść pod prąd. Ale nie wiem, skąd czerpać ku temu siłę. Chyba muszę poszukać dokładniej i znaleźć ją w sobie...

Skąd czerpiecie siłę?