Kobieta po trzydziestce wypatruje pierwszych zmarszczek i siwych włosów. Kobieta po trzydziestce pokornie wklepuje krem pod zapuchnięte
oczy. Kobieta po trzydziestce nie tańczy do białego rana i odmawia sobie trzeciego
kieliszka wina, bo nie ma już kondycji dwudziestolatki. Kobieta po trzydziestce musi włożyć mnóstwo wysiłku w aktywność fizyczną, bo tylko wtedy jest szansa, że jej ciało będzie przypominało to sprzed 10 lat, kiedy nie musiała się marwić o zbędne kilogramy. Kobieta po trzydziestce dba o wystarczającą ilość snu, zdrowe odżywianie, inwstuje w zabiegi medycyny estetycznej, wszystko po to, by zachować młodość, by oszukać czas. Kobieta po trzydziestce odlicza ile czasu oddala ją już od dwudziestu lat i drży na myśl, ile zbliża ją do czterdziestki.
Są takie dni, kiedy nie przekonuje mnie stwierdzenie, że to najlepszy wiek, bo mamy jeszcze witalność młodego człowieka, ale doświadczenie kogoś dojrzalszego. Czasem chciałabym po prostu cofnąć czas nawet, jeśli miałabym popełniać kolejne błędy i uczyć się życia od nowa.
Choroba jest złodziejem czasu, dlatego nauczyłam się cieszyć każdą chwilą, docenić czułą pieszczotę promieni słońca,
zapach leśnego runa i skoszonej trawy, wibrujące światła miasta, zachód słońca, wiadomość od przyjaciela, uśmiech nieznajomego. Dlaczego więc mam poczucie, że te chwile mijają tak szybko, że czas przemyka mi przez palce jak piasek w klepsydrze. Próbuję nachapać się życia, nadrobić stracone chwile, szkoda mi czasu na sen, zapełniam swój grafik po brzegi. Ale prawda jest taka, że nie mogę odzyskać straconego czasu. Napawa mnie to pewnym buntem, frustracją i złością na chorobę, ale i smutkiem. Nie ma we mnie zgody na to, że czas upływa, a każdy dzień przybliża mnie do starości. Jedyne, co mogę zrobić, to schować tę myśl głęboko w sobie i próbować dalej czerpać satysfakcję z tego, co proponuje mi życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz