środa, 22 lipca 2015

Pragnienie wolności


Spotkałyśmy się dziś z K. i ku zadowoleniu każdej z nas doszłyśmy do wniosku, że fantastycznie jest spotkać się poza murami szpitala i porozmawiać o czym innym niż kto chrapie, komu się poprawiło, a komu nie i co będzie na obiad. Wolne od przygnębiającej szpitalnej codzienności mogłyśmy porozmawiać o życiu, które toczy się tuż na naszych oczach, nie gdzieś w oddali, poza naszym zasięgiem, zawieszone na nieokreślony czas szpitalnego zniewolenia. Z ożywieniem opowiadałyśmy sobie co nas cieszy i buduje, co nam się udało, chwaliłyśmy się za postępy w zdrowieniu. Mimo, że nie obeszło się bez historii o rozczarowaniach i porażkach, wiemy, że jesteśmy już zdolne by stawiać im czoła, że radzimy sobie najlepiej, jak potrafimy. Czasem wciąż się potykamy, ale jest już w nas wola walki, by podnieść się o własnych siłach.

Jestem wolna od ciężkich kajdanów nałożonych mi przez chorobę. Nie definiuje mnie już ona, nie jest tym, kim jestem, jedynie tym, co jest ze mną, obok mnie, z czym mogę koegzystować. Jeszcze niedawno byłam tak bardzo w swojej głowie, choroba trawiła mnie od środka i pragnęłam tylko uwolnić się. Myślałam tylko o tym, że jest ze mną źle i że nie chce być lepiej. Zaczynałam zdrowieć wciąż od nowa, po wielokroć odbywałam swoją rekonwalescencję, ale za każdym razem kończyło się to powrotem do ciemnych, mrocznych miejsc w mojej duszy. Teraz nie drżę już każdego wieczora, czy o poranku mojego umysłu nie przesłoni czarna chmura. Godzę się ze swoją rzeczywistością i nie wpadam w panikę. Bawią mnie czasem zmiany wielu odcieni mojego natroju, pokazują, jak bardzo jestem ludzka.

Ten ciepły, słoneczny letni dzień pozwolił mi docenić moją wolność, w każdym jej znaczeniu.


Dla tych, którzy wciąż szukają swojej wolności...

piątek, 3 lipca 2015

One of those days...

Dziś jest jeden z tych dni, kiedy po raz pierwszy od... tak dawna, że już nie pamiętam, doceniłam absolutnie wszystko, czym obdarował mnie los i poczułam niczym nie zmącony spokój, że cokolwiek się wydarzy będzie, jak to mówią, dobrze ;) Choroba doświadcza mnie bezlitośnie, ale ile dzięki niej mogłam poczuć i przeżyć. Mania pozwoliła mi doświadczać wszystkimi zmysłami mocniej i bardziej niż mogłabym sobie kiedykolwiek wyobrazić. Depresja sprawiła, że walczę wciąż mocniej i uczę się nie poddawać, że moja skóra jest nieco grubsza i lepiej mnie chroni. Teraz jestem po środku i mam trzeźwy ogląd sytuacji i stwierdzam, że prezentuje się ona całkiem zachęcająco :)

Zapachnie banałem, ale na co tu narzekać, skoro mam dwie rączki i nóżki, dach nad głową, muzykę, przyjaciół, słońce i... wolność. Dzisiaj absolutnie nic więcej nie jest mi potrzebne! A jutro jest kolejny, pełen możliwości dzień... <3